Strzałka

WIGILIA ŚW. JANA

Jak to z szukaniem kwiatu paproci bywało 😊
W wigilię św. Jana (23 czerwca) na wzgórzach, nad jeziorami lub na leśnych polanach rozpalano ogniska zwane sobótkami. Ogień, na równi z wodą, był ważnym atrybutem nocy świętojańskiej – nocy nieskrepowanej zabawy i zalotów. Młode panny wiły wianki, tańczyły wokół ogniska, śpiewały pieśni miłosne i próbowały wywróżyć sobie przyszłość. Młodzieńcy popisywali się zręcznością i odwagą skacząc przez ogień. Do ogniska wrzucano zioła, którym przypisywano magiczne właściwości – najczęściej bylicę. Ogień miał właściwości oczyszczające, dodawał siły i energii. Drugim, równie ważnym dla nocy świętojańskiej żywiołem była woda. Wierzono, że bezpiecznych kąpieli można było zażywać dopiero od dnia św. Jana (24 VI). Mawiano, że w noc świętojańską woda „kwitnie”. Wcześniejsza kąpiel narażała śmiałków na porwanie przez żyjące pod woda demoniczne istoty – topielców czy wodniki. Z wodą związany jest jeden z najbardziej rozpoznawalnych sobótkowych obrzędów, czyli puszczanie wianków. Dziewczęta wiły wianki (symbol panieństwa), umieszczały je na deseczce wraz z zapaloną świeczką i puszczały na wodę. Z bacznych obserwacji próbowano wywróżyć najbliższą przyszłość. Wianek płynący równo to zapowiedz pomyślności i szybkiego zamążpójścia (jeśli wianek wyłowił ukochany można było dawać na zapowiedzi 😉). Jeśli wianek wpłynął w szuwary panna musiała jeszcze poczekać na oblubieńca, wirowanie wianka na wodzie to zapowiedz kłopotów i zawirowań w życiu. Najgorszą wróżbą było zatopienie wianka lub zgaśnięcie świeczki – to zapowiedź staropanieństwa lub rychłej śmierci.
Z sobótką nierozerwanie związana jest legenda o poszukiwaniu kwiatu paproci. Jego znalezienie to nie było proste zadanie. Pomijając unikatowość zjawiska😊, sama wyprawa wymagała odpowiednich przygotowań. Poszukiwacz powinien być nagi, przepasany ziołem bylicy, różańcem lub szkaplerzem. W ręce powinien dzierżyć Pismo Święte, a przynajmniej książeczkę do nabożeństwa i obowiązkowo musiał zabrać ze sobą poświęconą kredę i kawałek płótna – najlepiej obrus z ołtarza. Tak wyposażony ruszał na poszukiwania. Tuż po znalezieniu kwitnącej paproci… a trzeba pamiętać, że rozkwitała tylko na chwilę o północy… wspomnianą kredą należało wyrysować wokół krzaczka okrąg i delikatnie strząsnąć na ułożone wcześniej płótno drogocenny kwiat. Tak zdobyte trofeum należało zawiązać ciasno w węzełek, milcząc i nie oglądając się za siebie szybko zmykać do domu. Według różnych instrukcji węzełek trzeba było głęboko schować, albo wręcz przeciwnie położyć na domowym ołtarzyku, a na domostwo i domowników miało spłynąć bogactwo i szczęście.
Poszukiwanie kwiatu paproci (ale nie koniecznie jego znalezienie 😉 ) było doskonałym pretekstem do spotkań zakochanych po osłoną ciepłej, czerwcowej nocy, które nierzadko miały swoje następstwa. Motyw zgubionych wianków, wianków, które odpłynęły w noc świętojańską, wianków żegnanych z żalem i lamentem (niezbyt przekonująco i raczej po fakcie😉 ) to częsty motyw w ludowych pieśniach sobótkowych.
Kto wyrusza na poszukiwania? 😊
Marlena Jakubczyk/MZW
Fot. Kurier wileński